niedziela, 11 maja 2014

O tym jak wkurwić potrafi zielona kropka

Do facebooka zawsze starałem podchodzić racjonalnie. Nie buntowałem się specjalnie przeciw jego istnieniu, nie obiecywałem sobie, że nigdy nie załóże konta. A z drugiej strony staram się nie szaleć. Nie wrzucam tysięcy zdjęć, nie informuję o każdej pierdole w swoim życiu, nie udostępniak każdej informacji z każdej możliwej aplikacji, nie chwalę się stanem związków, wyznaniem czy książką, którą dałem radę przeczytać. Nie jestem tam nawet całkiem oficjalnie.
Ci co mają mnie w znajomych wiedzą, że jeśli coś wrzucam to zwykle jakieś piosenki czy odcinek South Parku, który akurat zrobił na mnie wrażenie. Jasne, że miło dostać lajka czy pokomentować wpis, ale starałem się być na to odporny.

Facebook zastąpił mi gg i inne komunikaory, wiedziałem, że najszybciej znajdę konkretną osobę właśnie tutaj. Ale fejs to nie gg i moja odporność na jego funkcje została wystawiona na próbę. A co się takiego stało? Ano moja Była znalazła sobie faceta. Niby w porządku, rozstaliśmy się już jakiś czas temu, w całkiem dobrych stosunkach, to przecież zupełnie naturalna kolej rzeczy, prawda? I racjonalnie zgadzam się w 100%. Życzę im szczęścia i w ogóle, ale nagle gdzieś tam odezwała się w mnie... hmmm chyba męska duma. Tak samo miałem ze swoją poprzednią Dziewczyną, nagle zrodziła się we mnie niezdrowa ciekawość. Pewnie psychologowie analizując to mieliby niezłe używanie i jechali po mnie ostro.

Wracając jednak do tematu.... w tym momencie facebook okazał się być idealnym wkurwiaczem. Niech oni będą sobie szczęśliwi, ale żebym póki co tego nie widział, bo uważam, że zbyt częste spotykanie (szczególnie "w parze") poprzednich partnerów nie jest specjalnie zdrowe. A w świecie portali społecznościowych nagle wszystko zaczyna korcić. Do każdego zdjęcia, wpisu zacząłem podchodzić nieufnie, potrafiły wywołać we mnie skrajne emocje. Na szczęście moja Była nie zarzuca fejsa swoim szczęściem, więc i tak mam spokój (sądzę, że pewnie nawet jakoś mnie wykluczyła z dostępu do tych informacji), ale to nie przeszkadza mojemu wścibstwu. Tak wiem, mam ustawienia prywatności, mogę dać Ją do dalszych znajomych czy jakoś tak, mogę nie udostępniać Jej swoich wpisów, by nie prowokować. Ale to tak na prawdę niewiele zmienia, bo ja WIEM, że jestem tylko kliknięcie od wejścia na profil, od napisania lub wrzucenia czegoś co ma wywołać u Niej reakcję. A ona powiedzmy ma to gdzieś. I nagle okazuje się, że te lajki i komenty, które sam tak często zlewałem nagle nabierają swojej wagi. Bo przecież padły między nami kiedyś ważne słowa i co i teraz niby że masz kogoś nowego, to tamto już się nie liczy, tak? TAAAAAK???? No jebnięte, a ja sam czuje, że zachowuje się gorzej niż baba przed okresem.

A do tego dochodzi jeszcze cały ten czat, z tą pieprzoną zieloną kropką dostępności. Aha jest dostępna. Po północy a NADAL jest DOSTĘPNA. AHAAAAAAA....
Taaak czat można wyłączyć, ale to działa w obie strony, ja nie widzę, ale innym też nic nie napiszę. Zawsze mnie dziwiło, że fejs nie daje możliwości bycia niewidocznym. I zaczynam domyślać się czemu. Jak już raz kogoś dodałeś do znajomych to chuj, w każdej chwili dajemy Ci możliwość wdarcia się w jego życie. Nie ma ucieczki.

Więc podjąłem decyzję i zrobiłem coś po raz pierwszy. Usunąłem Ją ze znajomych. Dla mojego i Jej świętego spokoju. A nigdy tak nie robiłem... na gg ciągle mam ludzi, z którymi od lat nie mam nic wspólnego, albo nawet takich, których specjalnie nie trawię, bo czemu nie, wali mnie to przecież, nich sobie będą, nie? Ale, ponownie, fejs to nie komunikator. To cholerny podglądacz i nawet gdy, nasza wersja siebie, jaką na nim prezentujemy jest kompletną fikcją, to i tak można tyle rzeczy wyczytać między wierszami, że jak ktoś chce to i tak się może powkurwiać.A przecież jest tyle innych sposobów komunikacji, jeśli ta znajomość ma przetrwać to przecież przetrwa i bez niego(?).
Tak na prawdę to nie wiem co w dzisiejszych czasach oznacza wywalić kogoś z fejsa, szczególnie dla młodych ludzi. Czy to jest równoważne z wymierzeniem policzka, albo nawet naplucia w twarz? Taki definitywny koniec znajomości? Nie wiem, może się przekonam. W końcu na fejse jesteś moim "friend", a friendom tak się nie robi, bo friend to coś szalenie ważnego.

Ehhhh kurwa, na świecie jest tyle tragedii, tyle się może wydarzyć rzeczy dobrych i złych, a ja rozstrząsam takie ciulstwa. Cały pykuś. Muszę częściej wychodzić z domu.

2 komentarze:

  1. Cos jeszcze w Tobie nie umarlo w stosunku do niej, i moze nie cierpisz na martwice serca. Ale postapiles racjonalnie i chwala Ci za to. I tak, masz white people problems, bo wiesz, ze gdyby sytuacja byla odwrotna, Ty mialbys kogos, a ona nie - zadna zielona kropka nie zrobilaby na Tobie zadnego wrazenia. Go out. Meet people. Get laid.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "czas... on udzieli tu pomocy" czy sie ma tego fejsa, czy nie :P,
    czy bedziesz tam wchodzil i czytal czy nie, rownie dobrze mozna spotkac sie przypadkiem na ulicy,
    albo w sklepie, wazne zeby juz byc po udzielonej pomocy, wtedy wszystko jest ok, wczesniej nie ma znaczenia co i gdzie sie kliknie :>

    i ty wiesz, ze mam racje ;P

    PS wow, nie ma to jak szybko skomentowac, newsa, wlazlem tu przypadkiem, przeczytalem, wiec i skomentowalem :D , mam nadzieje, ze czas juz Ci udzielil pomocy ;>

    OdpowiedzUsuń