Ci co mają mnie w znajomych wiedzą,
że jeśli coś wrzucam to zwykle jakieś piosenki czy odcinek South
Parku, który akurat zrobił na mnie wrażenie. Jasne, że miło
dostać lajka czy pokomentować wpis, ale starałem się być na to
odporny.
Facebook zastąpił mi gg i inne
komunikaory, wiedziałem, że najszybciej znajdę konkretną osobę
właśnie tutaj. Ale fejs to nie gg i moja odporność na jego
funkcje została wystawiona na próbę. A co się takiego stało? Ano
moja Była znalazła sobie faceta. Niby w porządku, rozstaliśmy się
już jakiś czas temu, w całkiem dobrych stosunkach, to przecież
zupełnie naturalna kolej rzeczy, prawda? I racjonalnie zgadzam się
w 100%. Życzę im szczęścia i w ogóle, ale nagle gdzieś tam
odezwała się w mnie... hmmm chyba męska duma. Tak samo miałem ze
swoją poprzednią Dziewczyną, nagle zrodziła się we mnie
niezdrowa ciekawość. Pewnie psychologowie analizując to mieliby
niezłe używanie i jechali po mnie ostro.
Wracając jednak do tematu.... w tym
momencie facebook okazał się być idealnym wkurwiaczem. Niech oni
będą sobie szczęśliwi, ale żebym póki co tego nie widział, bo
uważam, że zbyt częste spotykanie (szczególnie "w parze")
poprzednich partnerów nie jest specjalnie zdrowe. A w świecie
portali społecznościowych nagle wszystko zaczyna korcić. Do
każdego zdjęcia, wpisu zacząłem podchodzić nieufnie, potrafiły
wywołać we mnie skrajne emocje. Na szczęście moja Była nie
zarzuca fejsa swoim szczęściem, więc i tak mam spokój (sądzę,
że pewnie nawet jakoś mnie wykluczyła z dostępu do tych
informacji), ale to nie przeszkadza mojemu wścibstwu. Tak wiem, mam
ustawienia prywatności, mogę dać Ją do dalszych znajomych czy
jakoś tak, mogę nie udostępniać Jej swoich wpisów, by nie
prowokować. Ale to tak na prawdę niewiele zmienia, bo ja WIEM, że
jestem tylko kliknięcie od wejścia na profil, od napisania lub
wrzucenia czegoś co ma wywołać u Niej reakcję. A ona powiedzmy ma
to gdzieś. I nagle okazuje się, że te lajki i komenty, które sam
tak często zlewałem nagle nabierają swojej wagi. Bo przecież
padły między nami kiedyś ważne słowa i co i teraz niby że masz
kogoś nowego, to tamto już się nie liczy, tak? TAAAAAK???? No
jebnięte, a ja sam czuje, że zachowuje się gorzej niż baba przed
okresem.
A do tego dochodzi jeszcze cały ten
czat, z tą pieprzoną zieloną kropką dostępności. Aha jest
dostępna. Po północy a NADAL jest DOSTĘPNA. AHAAAAAAA....
Taaak czat można wyłączyć, ale to
działa w obie strony, ja nie widzę, ale innym też nic nie napiszę.
Zawsze mnie dziwiło, że fejs nie daje możliwości bycia
niewidocznym. I zaczynam domyślać się czemu. Jak już raz kogoś
dodałeś do znajomych to chuj, w każdej chwili dajemy Ci możliwość
wdarcia się w jego życie. Nie ma ucieczki.
Więc podjąłem decyzję i zrobiłem
coś po raz pierwszy. Usunąłem Ją ze znajomych. Dla mojego i Jej
świętego spokoju. A nigdy tak nie robiłem... na gg ciągle mam
ludzi, z którymi od lat nie mam nic wspólnego, albo nawet takich,
których specjalnie nie trawię, bo czemu nie, wali mnie to przecież,
nich sobie będą, nie? Ale, ponownie, fejs to nie komunikator. To
cholerny podglądacz i nawet gdy, nasza wersja siebie, jaką na nim
prezentujemy jest kompletną fikcją, to i tak można tyle rzeczy
wyczytać między wierszami, że jak ktoś chce to i tak się może
powkurwiać.A przecież jest tyle innych sposobów komunikacji, jeśli
ta znajomość ma przetrwać to przecież przetrwa i bez niego(?).
Tak na prawdę to nie wiem co w
dzisiejszych czasach oznacza wywalić kogoś z fejsa, szczególnie
dla młodych ludzi. Czy to jest równoważne z wymierzeniem policzka,
albo nawet naplucia w twarz? Taki definitywny koniec znajomości? Nie
wiem, może się przekonam. W końcu na fejse jesteś moim "friend",
a friendom tak się nie robi, bo friend to coś szalenie ważnego.
Ehhhh kurwa, na świecie jest tyle
tragedii, tyle się może wydarzyć rzeczy dobrych i złych, a ja
rozstrząsam takie ciulstwa. Cały pykuś. Muszę częściej
wychodzić z domu.