niedziela, 26 czerwca 2011

Te głupie czarne paski

 Często, gdy włączam telewizor dosłownie trafia mnie szlag. A od czego zapytacie? A od kastrowania filmów z ich oryginalnej formy. Chodzi oczywiście o wyświetlanie filmów panoramicznych w formacie 4:3, który posiadają jeszcze kineskopowe telewizory, aby pozbyć się „czarnych pasów” z dołu i z góry ekranu. Dzieje się to szczególnie na kanałach TVP, ale i inne telewizje nie są od tego wolne.







Ani lektor, ani słabsza jakość obrazu czy brak przestrzennego dźwięku nie wkurza mnie tak bardzo, jak cięcie filmowej materii. Powyższe zdjęcia dokładnie ilustrują jak wygląda to w „standardowym” wypadku. Zwyczajnie przycina film na bokach i zostawia tylko środkową część ekranu (w zależności od tego co akurat znajduje się w kadrze, czasem wycina się lewą, lub prawą część obrazu). Ale chciałbym pokazać, że czasem trzeba się dużo bardziej namęczyć, by przerobić film z 16:9 na 4:3. W filmiku poniżej porównuję dwie wersje filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata”.



Na pierwszy rzut oka różnica niby niewielka, ktoś mógłby nawet jej nie zauważyć, tak dobrze jest to zrobione!
W wersji 4:3 w momencie, gdy padają słowa „To co z niego zostało” widzimy twarz Indiany, później cięcie na twarz ojca, znów cięcie na twarz Indiany i znów twarz ojca. Czyli klasyczne dialogowe ujęcie / przeciwujęcie.
Ten sam moment w wersji panoramicznej prezentuje się zupełnie inaczej. Nie ma żadnych cięć, wszystko dzieje się w ramach jednego ujęcia!

Ludzie! Tego nawet nie można nazwać rzeźnictwem, to jest zamach na konstrukcje, rytm i kompozycję filmowego dzieła! Ot, przemontujmy go trochę, Spielberg na pewno się nie obrazi. Powód takiego postępowania w tym wypadku jest oczywisty. Gdyby zwyczajnie obciąć z filmu boki oglądalibyśmy kawałek ściany i słyszeli jedynie głosy bohaterów. Ten kto przerabiał film, naprawdę musiał się pogłówkować przy tej scenie. Ktoś może powiedzieć, że to nic wielkiego, że sensu sceny to nie zmienia, a ogląda się lepiej bo „całoekranowo”.

Jako kulturoznawca pozwolę się nie zgodzić i zabawię się teraz w małą interpretację tej sceny. Żeby w pełni zrozumieć to o czym pisze wypadałoby znać fabułę film, no ale kto nie zna przygód najsłynniejszego archeologa? (- Ja! Ja nie znam! - Rozstrzelać. Następny?).

Załóżmy, że oglądamy wersje pociachaną. Osoba, która będzie go analizować może wysunąć taki oto wniosek: "trzecia części przygód Indiany Jonesa skupiona jest bardziej na relacjach międzyludzkich niż poprzednie, czysto przygodowe, części. Przecież tu nie o chodzi szukanie św. Graala, tylko o „odnalezienie” ojca i odbudowanie z nim bliskich relacji. Dlatego to w całym filmie mamy tyle bliskich ujęć na twarze poszczególnych bohaterów, a mniej krajobrazów czy scen akcji. Jesteśmy blisko postaci, co sprzyja skupieniu się na emocjach i psychice, a nie tylko na efektownej przygodzie.”

I co? I g... uzik prawda! Wystarczy obejrzeć film, tak jak się powinno było to zrobić, by zobaczyć, że wcale tak wiele tych twarzy to nie ma. A przynajmniej nie zajmują całej powierzchni ekranu.

A znaczenie tej sceny jest nieco inne.
To pierwsze od wielu lat spotkanie ojca z synem. Nie żyli dotąd w przyjaźni i sprzeczają się co chwilę. Ten stan podkreślony jest „klasycznym” montażem ujęcie / przeciwujęcie. Raz racja syna, raz ojca, wrażenie konfliktu cały czas nam towarzyszy. Ale bohaterowie znajdują w końcu nić porozumienia. Jest nią oczywiście archeologia i chęć odnalezienia Graala. I to właśnie w tym pierwszym, i jak się okaże dość krótkim, momencie pojednania mamy ich cały czas obu na ekranie w jednym ujęciu. Tak reżyser pokazał jedność, jaka zapanowała w tej jednej chwili między ojcem a synem. Jak dla mnie jest to idealny przykład na to, że takie obcinanie filmu zubaża go nie tylko wizualnie, ale również treściowo!

Może mój wywód jest nieco karkołomny i te moja analizy są o kant pupy rozczaś, ale spróbujcie kiedyś obejrzeć np. „Władcę pierścieni” albo jakiś klasyczny western, najpierw w wersji panoramicznej, a później całoekranowej (VLC player Wam może przyciąć obraz). I zobaczycie jak zostaniecie okradzeni z przepięknych krajobrazów, szerokiego oglądu pola bitwy, czy choćby z ciekawie nakręconych dialogów.
A co dostaniecie w zamian? Możliwość sprawdzenia stanu uzębienia poszczególnych aktorów, ponieważ głównie widzieć będziecie ich wielkie, rozdziawione gęby.

Film jest wizualną całością i nie można od tak sobie psuć roboty, w którą zaangażowane byłe tyle osób. Przecież twórcy zdjęć do filmów to często prawdziwi i BARDZO dobrze opłacani artyści. Nie po to wkłada się tyle trudu i pieniędzy w stworzenie tych pięknych obrazów, byśmy potem byli pozbawieni owoców tej ciężkiej pracy.

Od dobrych paru lat nie da się już praktycznie kupić nie-panoramicznego telewizora, a zważywszy na to, że w zasadzie od lat siedemdziesiątych XX wieku filmy są wyłącznie panoramiczne, to takie TVP mogło by się w końcu opamiętać, pójść krok do przodu i puszczać filmy w ich oryginalnej formie.
Przecież stacja Ale kino! nadal chwali (a tak chwali!) się, że puszcza film w formacie 16:9 umieszczając przed seansem stosowną notkę!

Jak ja się ciesze, że ktoś wymyślił DVD! Tam zwykle filmy są w oryginalnym formacie (czego nie można było powiedzieć o VHS-ach, ale i przy DVD zdarzają się niechlubne wyjątki), a do tego mogę wybrać czy chce lektora czy napisy itp. Nobel dla tego pana/pani, bo też dzięki temu w Polsce zmienia się powoli kultura oglądania filmów!

PS. Oczywiście Amerykanie nie byliby sobą gdyby nie znaleźli jakiegoś sposobu na ten stan rzeczy, jak choćby standard SUPER 35, który pozwala na w miarę dowolne przycinanie filmu, ale to już zupełnie inna historia.
A dla tych którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o formatach filmowych (bo jest ich od groma i sprawa wcale nie jest taka prosta) polecam tę stronkę: Widescreen.org
Z niej pochodzą zamieszczone przeze mnie zdjęcia.

wtorek, 21 czerwca 2011

Połączenie przyjemnego z... przyjemnym


The Offspring. Zdecydowanie mój ulubiony zespół z czasów szkoły średniej. Jeden z tych, do których będę czuł sentyment chyba już zawsze. I przy którym zawsze będę się dobrze bawił. Ale jest to też kapela, która najbardziej ciąży mi na sumieniu. A to z tego powodu, że ominąłem świetny koncert, który zagrali daaawno temu w Spodku. W czasach kiedy byłem prawdziwym fanem, gdy słuchało się ich na okrągło! Już nie pamiętam dlaczego postąpiłem tak głupio, ale pewnie chodziło o forsę (50zł! sic!), a poza tym byłem pewny, że skoro mają tak wielu fanów w naszym kraju, biorąc pod uwagę, jak wielu chłopców w naszej klasie lubiło zespół, byłem pewny, że jeszcze przyjadą. O jakże się myliłem. Przez te wszystkie lata ochota na koncert jednak mi nie przeszła, więc gdy dowiedziałem się, że zagrają, tu zaraz bliziutko, u naszych południowych sąsiadów, po postu oszalałem i kupiłem bilet. 
To ta pierwsza przyjemność... a druga? Mam zamiar wybrać się na koncert autostopem i pozwiedzać stolicę Czech. Co z tego wyjdzie nie wiem (np. nie mam towarzysza podróży, a że biletów już nie ma [SĄ, SĄ!!!] może być z tym problem). Jednak wiem jedno: choćbym miał dobiec do Pragi, na koncercie się pojawię!
A teraz rada dla was dzieci. Jeśli macie okazję zrobić coś fajnego, to róbcie to, a nie odkładajcie na później. Bo albo ominie was to zupełnie, albo zapłacicie za to trzy razy drożej!

La la lalala, la la lalala!

poniedziałek, 20 czerwca 2011

11.VI.2011 Industriada 2011

Jestem leniem. W tym poście wkleję tylko moje zdjęcia z rowerowej wyprawy po technologicznych zabytkach Śląska. Ale jest też inny powód. Jest ktoś, kto zrobił tą relację lepiej, ciekawiej i profesjonalniej, niż ja kiedykolwiek dał bym radę. Zapraszam na tą stronkę po wszystkie szczegóły: Industriada 2011.
W tym miejscu chciałbym podziękować Danielowi ze zorganizowanie całej imprezy. Dzięki chłopie! Było świetnie.

A ja z nim byłem, herbatę wypiłem.
Na Hey-u nie byłem, bo się wcześniej zmyłem!















 Popatrzcie na nią ^. Czyż ta lokomotywa nie ma przyjemnej mordki? I te wieeelkie oczy!




A to prawdziwa ślicznotka, nie uważacie?