Unikałem jak mogłem
najpopularniejszego tematu w rozmowach Polaków, ale już dłużej
nie mogę i w końcu nadszedł czas na politykę. A to wszystko za
sprawą tego, że... żal mi Joanny Muchy, czyli dla
niezorientowanych, ministra sportu, z której to wpadek śmieją się
wszystkie możliwe media.
A to, że nie wie jakim cudem te a nie
inne drużyny mają zagrać o Superpuchar, albo nie zna ilości lig
hokeja w Polsce.
Ja rozumiem, że w zawodzie znajomość
tematu to ważny czynnik tego, czy nadajemy się do danej pracy, czy
nie. Ale czy faktycznie znajomość zasad gry wszelkich możliwych
dyscyplin sportowych jest potrzebne ministrowi sportu? Dziennikarzowi
sportowemu albo komentatorowi jasne, oczywiście proszę bardzo, a
tam i tak każdy ma swoją specjalizację. Ale czy np. minister
rolnictwa faktycznie musi być rolnikiem? O to już by trzeba było
zapytać Leppera. Nie wiem co uprawiał/hodował Lepper, ale załóżmy,
że zboża. No to pewnie jego wiedza na temat masowej hodowli bydła
czy uprawy tytoniu będzie miała swoje braki. A pamiętajmy, że
ministerstwo rolnictwa zajmuje się też rybołówstwem i
weterynarią.
Oczywiście, że znajomość realiów
jest ogromnym plusem, ale tylko jednym z wielu! To, że Bartosz
Arłukowicz jest lekarzem z wykształcenia to bardzo dobrze, ale to
też nie znaczy, że zna się na każdym aspekcie medycyny. Jeśli
byłby np. pediatrą, to pewnie serca nie przeszczepi i nie założy
plomby na chorym zębie. Czy to automatycznie przekreślałoby jego
karierę polityczną? Moim zdaniem nie.
Teraz napiszę trochę o tym jak ja
widzę ministra idealnego. Zastanówmy się chwilę nad tym czym tak
naprawdę jest polityka. W takim najbardziej podstawowym znaczeniu.
Bo moim zdaniem to chodzi o kasę. O budżet i to jak jest on
rozdysponowany. O to gdzie idą pieniądze z naszych podatków. Nie
jestem ekspertem ani politologiem, więc może się nie znam.
Polityka ma wiele odcieni, jest
prawodawstwo (czyli np. uchwalenie tego czy krzyż ma wisieć sejmie
czy nie), ustalanie zakresu obowiązków policjantów czy decydowanie
gdzie wysłać naszą armię. Ale u samych, samiutkich podstaw leży
kasa. Czy budować autostrady, czy może szpitale. Komu zabrać, komu
dać. Tym się mają zajmować ministrowie: finansami! Wróćmy do
pani Muchy. Czy do tego potrzeba jest wiedza o tym czym jest spalony?
To w zasadzie taki premier, głowa państwa, powinien umieć uprawiać
rzepak, pilotować samolot, zbudować dom i zbadać próbki moczu. A
prezydent posługiwać się biegle językami wszystkich krajów,
które ma zamiar odwiedzić.
A wracając do ministra idealnego.
Załóżmy, że mówimy o człowieku bez politycznego doświadczenia
(bo jak się ma doświadczenie, to rządzić można wszystkim, jak
pokazuje wiele przykładów z naszego podwórka).
Uważam, że ktoś taki powinien np.
być magistrem z zarządzania albo finansistą lub menadżerem dużej
spółki albo kimś kto opracowuje dla takiej spółki roczne
budżety. Jednym słowem powinien być dobrym biznesmenem. I to
jeszcze najlepiej takim biznesmenem-idealistą, któremu zależeć
będzie na dobru firmy, a nie na tym by jemu i jego współpracownikom
się powodziło. Żyjemy w czasach, w których ekonomia jest na
pierwszym miejscu, a państwa nie różnią się wiele od firm, mogą
przecież nawet zbankrutować. Tylko trzeba dobrego zarządu. Na
stanowisku ministra zdrowia niekoniecznie widziałbym lekarza, a
raczej dyrektora dobrze prosperującego szpitala. Taki dobry zarządca
otoczony powinien być rzeszą doradców i ekspertów, którzy
wytłumaczą mu, że finansowanie trzeciej ligi hokeja może nie mieć
sensu. Nikt nie zna się na wszystkim, nawet ze swojej dziedziny
wiedzy! A politycy w szczególności, o czym świadczą choćby
ciągłe niezgodności ustaw z konstytucją. Kto jak kto, ale
politycy powinien wiedzieć czy ich uchwała jest zgodna z prawem,
prawda?
Ciągle narzekamy, że w krajem rządzi
„beton”, który szlify zdobywał w czasach głębokiego
komunizmu. A gdy pojawia się ktoś nowy i młody, od razu wypomina
się mu (lub jej) każdą wpadkę. Ja nie wiem czy Mucha jest dobrym
ministrem czy nie. Miałem na to za mało czasu. Na jej barki rzucony
chyba zbyt duży ciężar dokonań poprzednich ministrów i teraz ona
musi zajmować się rzeczami, przy których tworzeniu nie brała
udziału. Tak wygląda polityka. Czteroletnia kadencja często nie
wystarcza, by „przepchnąć” co ważniejsze reformy. Ktoś
zaczyna, ktoś inny kontynuuje, kto inny kończy. I często na każdym
z tych etapów są rozbierze wizje co do sposobu ich przeprowadzenia.
Ja póki co nie uważam pani Joanny
Muchy za złego ministra. W ogóle nic jeszcze o niej nie uważam.
Wiem tylko, że młoda krew jest potrzeba. I ja też nie wiedziałem,
że nie istnieje trzecia liga hokeja. Może nadaje się do polityki?