piątek, 21 grudnia 2012

To takie swojskie

Wielkimi krokami zbliża się finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz Koniec Świata, więc postanowiłem skorzystać z, być może ostatniej okazji, by zrobić wpis na moim nieco zapomnianym blogasie. A pościk ten będzie zainspirowany wielką fetą Owsiaka.
Zwykle wrzucałem jakiś pieniążek do puszki tak zupełnie bezrefleksyjnie, zadowolony z siebie że spełniłem dobry uczynek i pomagam chorym dzieciom. Że jest to konieczne, bo w zasadzie w każdym polskim szpitalu znajdziemy sprzęt z charakterystycznym serduszkiem. No właśnie skoro tyle tego sprzętu tam jest to znaczy, że jest on BEZWZGLĘDNIE NIEZBĘDNY i bez niego byłoby krucho. No i właśnie tu jest problem. Przecież ja płacę podatki, składki zdrowotne i inne dupstwa, więc czy to nie powinno być tak, że to nasz rząd powinien zadbać o wyposażenie szpitali? A tu się okazuje, że nasze społeczeństwo MUSI je dodatkowo wspomóc. Zaczynam mieć pewne niecne podejrzenia, że nasi politycy traktują tą akcję jak pewnego rodzaju wpływ do budżetu. Bez problemu mogę sobie wyobrazić jak jeden minister mówi do drugiego: „Wiesz, może pierdolmy przydzielanie kasy z budżetu na sprzęt medyczny. Owsiak i tak nam to załatwi. I jeszcze z tego podatek zgarniemy. Będzie więcej na premie”.
Ja i tak pewnie jak co roku (no prawie co roku, ale wtedy to wiecie nie było jak! No serio! Prawdę mówię!) dołożę się z jakąś niewielką kwotą, tylko, że tym razem zamiast myśleć jakie to fajne, jak to nasz naród potrafi się zebrać, pokazać solidarność i bezinteresowność, przyjdzie mi do głowy gorzka refleksja, jak to głównie nasz kraj wymaga leczenia.

P.s. Oby ten post był jaskółką zwiastującą mój powrót tutaj. I pozdrowienia dla pewnej stałej czytelniczki :)

wtorek, 6 marca 2012

Żałoba narodowa

Według strony www.rmf24.pl w weekend 09-10 lipca 2011 w wypadkach na polskich drogach zginęło 29 osób, a ponad 400 zostało rannych. Żałoba narodowa NIE została ogłoszona.
Nie chcę nic umniejszać z tragedii kolejowej, która wydarzyła się pod Szczekocinami, ale zastanawia mnie jakie są wytyczne ogłaszania żałoby narodowej. Oprócz oczywistych wypadków śmierci jakiejś wybitnej jednostki, jak miało to miejsce w przypadku kardynała Wyszyńskiego lub Jana Pawła II.

Ilość osób nie jest chyba wytyczną. "Wielkość" katastrofy chyba też nie, bo obok trzęsień ziemi, ataku na WTC, mamy wypadek autokaru.
Wydaje mi się, że główną przesłanką jest JEDNOCZESNOŚĆ. Tak po prostu. Jest dużo ofiar w jednej chwili, jest szansa na żałobę.

Dlaczego w ogóle o tym mówię? Bo uważam, że w Polsce jeśli umierać tragicznie to najlepiej w tłumie. Pojawią się media, najważniejsi politycy zaczną zapewniać o odszkodowaniach, pomocy psychologicznej dla rodzin i innych ważnych sprawach.

Mogę się założyć, że taka wielka katastrofa jak ta pod Szczekocinami jest dużo bardziej traumatyczna i może wymagać większej pomocy, ale jednak zawsze, gdy po takim wydarzeniu widzę w tv twarz polityka, myślę o rodzinach ludzi, którzy zginęli podczas któregoś z "czarnych weekendów". Im pewnie agencje ubezpieczeniowe będą rzucać kłody pod nogi, gdy przyjdzie czas wypłaty odszkodowań, a nie zapewnią pomoc psychologiczną. I to pomimo faktu, że przez te dwa dni zginęło więcej ludzi.

Tylko, że gdyby podchodzić do tego w sposób "ilościowy" to powinniśmy mieć żałoby narodowe z powodu ilości ludzi, którzy zmarli np. na złośliwe nowotwory, albo zostały zamordowane czy uległy wypadkom budowlanym.
Tak się nie stanie, gdyż chyba co miesiąc mielibyśmy jakaś nową i to do tego cykliczną żałobę narodową.

A wielka katastrofa? To zwykle jednorazowy zbieg okoliczności, łatwiejszy do ogarnięcia niż wspomniane wypadki drogowe czy nowotwory. A taki "czarny weekend"? To przecież może być wina złych nawyków kierowców, dziurawych dróg, pogody, zbyt małej liczny patroli i setek innych powód. Nie da się zrobić jednej kontroli, ustalić winnego i zapomnieć. Trzeba by edukować, zmieniać prawo, starać się i jeszcze raz edukować. Długotrwały proces. Komu by się chciało.

poniedziałek, 27 lutego 2012

W krainie wiecznej bezpodatkowości


27 lutego 2012 roku w niebyt odeszła założona przeze mnie firma zajmująca się wideofilmowaniem. Oficjalnie "Pleograf" przeszedł do historii. Mój eksperyment z byciem "na swoim" uważam za zakończony. Nie mogę powiedzieć, że wszytko szło po mojej myśli i wydaje mi się również, że mogłem zrobić więcej by ją rozwijać, ale nie żałuje podjętego trudu. Jak widać okazuje się, że nie jestem asem biznesu.
Kamera i reszta sprzętu zostaje u mnie, także pochowałem jedynie biurokratyczną część idei, która mi przyświecała. Mam szczerą nadzieje, że nie porzucę swojego filmowego hobby i jeszcze kiedyś pojawi się moje logo na początku filmu.
A dlaczego miałbym ją porzucić? Bo trzeba znaleźć dla siebie nowe zajęcie, a nie wiem gdzie rzuci mnie los...


sobota, 18 lutego 2012

Czy dopadła nas czwarta plaga egipska?

Unikałem jak mogłem najpopularniejszego tematu w rozmowach Polaków, ale już dłużej nie mogę i w końcu nadszedł czas na politykę. A to wszystko za sprawą tego, że... żal mi Joanny Muchy, czyli dla niezorientowanych, ministra sportu, z której to wpadek śmieją się wszystkie możliwe media.
A to, że nie wie jakim cudem te a nie inne drużyny mają zagrać o Superpuchar, albo nie zna ilości lig hokeja w Polsce.
Ja rozumiem, że w zawodzie znajomość tematu to ważny czynnik tego, czy nadajemy się do danej pracy, czy nie. Ale czy faktycznie znajomość zasad gry wszelkich możliwych dyscyplin sportowych jest potrzebne ministrowi sportu? Dziennikarzowi sportowemu albo komentatorowi jasne, oczywiście proszę bardzo, a tam i tak każdy ma swoją specjalizację. Ale czy np. minister rolnictwa faktycznie musi być rolnikiem? O to już by trzeba było zapytać Leppera. Nie wiem co uprawiał/hodował Lepper, ale załóżmy, że zboża. No to pewnie jego wiedza na temat masowej hodowli bydła czy uprawy tytoniu będzie miała swoje braki. A pamiętajmy, że ministerstwo rolnictwa zajmuje się też rybołówstwem i weterynarią.
Oczywiście, że znajomość realiów jest ogromnym plusem, ale tylko jednym z wielu! To, że Bartosz Arłukowicz jest lekarzem z wykształcenia to bardzo dobrze, ale to też nie znaczy, że zna się na każdym aspekcie medycyny. Jeśli byłby np. pediatrą, to pewnie serca nie przeszczepi i nie założy plomby na chorym zębie. Czy to automatycznie przekreślałoby jego karierę polityczną? Moim zdaniem nie.

Teraz napiszę trochę o tym jak ja widzę ministra idealnego. Zastanówmy się chwilę nad tym czym tak naprawdę jest polityka. W takim najbardziej podstawowym znaczeniu. Bo moim zdaniem to chodzi o kasę. O budżet i to jak jest on rozdysponowany. O to gdzie idą pieniądze z naszych podatków. Nie jestem ekspertem ani politologiem, więc może się nie znam.
Polityka ma wiele odcieni, jest prawodawstwo (czyli np. uchwalenie tego czy krzyż ma wisieć sejmie czy nie), ustalanie zakresu obowiązków policjantów czy decydowanie gdzie wysłać naszą armię. Ale u samych, samiutkich podstaw leży kasa. Czy budować autostrady, czy może szpitale. Komu zabrać, komu dać. Tym się mają zajmować ministrowie: finansami! Wróćmy do pani Muchy. Czy do tego potrzeba jest wiedza o tym czym jest spalony? To w zasadzie taki premier, głowa państwa, powinien umieć uprawiać rzepak, pilotować samolot, zbudować dom i zbadać próbki moczu. A prezydent posługiwać się biegle językami wszystkich krajów, które ma zamiar odwiedzić.

A wracając do ministra idealnego. Załóżmy, że mówimy o człowieku bez politycznego doświadczenia (bo jak się ma doświadczenie, to rządzić można wszystkim, jak pokazuje wiele przykładów z naszego podwórka).
Uważam, że ktoś taki powinien np. być magistrem z zarządzania albo finansistą lub menadżerem dużej spółki albo kimś kto opracowuje dla takiej spółki roczne budżety. Jednym słowem powinien być dobrym biznesmenem. I to jeszcze najlepiej takim biznesmenem-idealistą, któremu zależeć będzie na dobru firmy, a nie na tym by jemu i jego współpracownikom się powodziło. Żyjemy w czasach, w których ekonomia jest na pierwszym miejscu, a państwa nie różnią się wiele od firm, mogą przecież nawet zbankrutować. Tylko trzeba dobrego zarządu. Na stanowisku ministra zdrowia niekoniecznie widziałbym lekarza, a raczej dyrektora dobrze prosperującego szpitala. Taki dobry zarządca otoczony powinien być rzeszą doradców i ekspertów, którzy wytłumaczą mu, że finansowanie trzeciej ligi hokeja może nie mieć sensu. Nikt nie zna się na wszystkim, nawet ze swojej dziedziny wiedzy! A politycy w szczególności, o czym świadczą choćby ciągłe niezgodności ustaw z konstytucją. Kto jak kto, ale politycy powinien wiedzieć czy ich uchwała jest zgodna z prawem, prawda?

Ciągle narzekamy, że w krajem rządzi „beton”, który szlify zdobywał w czasach głębokiego komunizmu. A gdy pojawia się ktoś nowy i młody, od razu wypomina się mu (lub jej) każdą wpadkę. Ja nie wiem czy Mucha jest dobrym ministrem czy nie. Miałem na to za mało czasu. Na jej barki rzucony chyba zbyt duży ciężar dokonań poprzednich ministrów i teraz ona musi zajmować się rzeczami, przy których tworzeniu nie brała udziału. Tak wygląda polityka. Czteroletnia kadencja często nie wystarcza, by „przepchnąć” co ważniejsze reformy. Ktoś zaczyna, ktoś inny kontynuuje, kto inny kończy. I często na każdym z tych etapów są rozbierze wizje co do sposobu ich przeprowadzenia.
Ja póki co nie uważam pani Joanny Muchy za złego ministra. W ogóle nic jeszcze o niej nie uważam. Wiem tylko, że młoda krew jest potrzeba. I ja też nie wiedziałem, że nie istnieje trzecia liga hokeja. Może nadaje się do polityki?

sobota, 4 lutego 2012

Duma bez cienia skromności ver. 1.1


Był już reportaż z planu filmowego, nadszedł czas na backstage fotograficzny. Kontakty to w tej branży rzecz niezmiernie istotna i tak dzięki znajomościom spotkałem Dominikę, która zaprosiła mnie na plan swojej sesji fotograficznej. Odbywała się ona w Tyskim Browarze Obywatelskim, zabytkowej (i dość zrujnowanej) części kompleksu, który miłośnikom piwa i architektury jest dobrze znany (te pielgrzymki!). I źle się dzieje, że ten oddalony nieco od głównej siedziby rejon jest tak mało znany, bo to prawdziwie urokliwe miejsce. Znam pewnego Roweroholika, którego, jak sądzę, urzekłby klimat tego miejsca. Podobno teren ten będzie poddany odrestaurowaniu (i bardzo dobrze), ale ja cieszę się, że mogłem go zobaczyć również w jego "ruinowym" wydaniu.

Podziwiam młode modelki biorące udział w sesji. Było ok. 8 stopni powyżej zera (upały!), ale patrząc na te chudziny, w ich cieniutkich fatałaszkach, czułem się jakby było -8 stopni, a ja stał tam zupełnie nagi.

Bez zbędnego przynudzania prezentuje moją filmową relację. To nadal "tylko" teledysk do wydarzenia (a marzy mi się możliwość reżyserowania, a nie tylko rejestrowania), ale to też jak do tej pory mój najlepszy teledysk!

Tworząc go inspirowałem się dokonaniami wybitych reżyserów kina europejskiego, jak choćby Larsem von Trierem, czyli w tym filmie znajdziecie: trzęsącą się kamerę "z ręki", nieuzasadnione zoomy, utratę ostrości w dziwnych momentach i chaos montażowy! Powtarzam, to nie błędy! Tak ma być! Takie są współczesne trendy! <koniec_sarkazmu>

Ver. 1.1 wprowadza kosmetyczne poprawki w wyświetlaniu zdjęć zrobionych przez Dominikę.




sobota, 7 stycznia 2012

Bory, naziści i "Polowanie"


Pierwszy poważny plan filmowy (oby nie ostatni). Osiem dni zdjęciowych. Ponad 3.000 przejechanych kilometrów. Pobudki o 5.00 rano. Głusza Borów Tucholskich. Ponad 20 km z miejsca noclegowego na plan. Grupa faszystów kontra grupa Żydów. Grudziądz miasto o najdłuższych czerwonych światłach. Namiot harcerski. Prawie domowe obiadki. Martwa sarna i wiadro krwi. Wizyty u tambylców. Kajakowe wojaże. Mostek nad rzeczką. Wilczak czechosłowacki jako wilk i ludzie wyjący do księżyca. Czy ta łódź nie zatonie? Wkładajcie wodery! A ty bądź bardziej skurwysynem. Chłopak od totalnie wszystkiego. Jak to nie ma strzelby?! Wycieczka do Torunia. Chuj wie. Specjal. Koksiarz w roli Adasia Miałczyńskiego (jak nie pamiętacie, to sobie przypomnijcie poniżej).






Schnell, schnell, ja, ja! Wycieczka do Gdańska, by uścisnąć dłoń Mirosława Baki (Jak to kim jest Mirosław Baka!?!)



i odebrać brakujący sprzęt. Grill w Gejowej Dolinie (nie pytajcie). Grudziądz miasto którego szczerze nie cierpię. Łabędzie krzykliwe i dzikie daniele. Wiszę na drzewie i pluję. Czy ktoś tu pracował przy „Bitwie Warszawskiej 1920”?! Clio jako terenówka. Its full of stars! Załatwcie mi mapę. Zwierzęta i dzieci na planie – chyba już trudniej być nie mogło. „Mamy to!” I na koniec: spacer po sopockim molo i jesienna kąpiel w morzu.

O uczuciach nie da się pisać racjonalnie, więc może ta relacja filmowa lepiej niż moje słowa opowie o tym co przeżyłem przez te kilka dni w lesie, ze świetną ekipą ludzi. Ja chce jeszcze!



środa, 4 stycznia 2012

Linków do Jutuba ciąg dalszy...

Jak się człowiek sam nie pochwali, to mała szansa, że ktoś go pochwali. Przedstawiam tu moje dwa krótkie filmy zrobione dla sosnowieckiej strzelnicy sportowej. Nie powiem, jestem z nich dość zadowolony.