środa, 7 września 2011

Zakochałem się!


W piosence.
Z miłością do utworu muzycznego, jest jak z miłością do drugiego człowieka. Czasem jest to długa i ciernista droga, pełna emocji, rozstań i powrotów, podczas której poznajemy się coraz lepiej, docieramy,.
Bywa również, że jakaś bardzo dobrze znana nam piosenka, na którą jednak nigdy nie zwracaliśmy specjalnie uwagi, ot taki sobie Kopciuszek, nagle ni stąd ni z zowąd wybija się na pierwszy plan. I zostaje tą jedyną.
Może też być tak, że podczas impresssy jakiś nachalny kolega zaczyna puszczać w kółko jeden kawałek. Początkowo to olewamy, potem zaczyna nas to wkurzać... ale po kilku kolejnych wypitych kielichach zaczynamy doceniać jej urodę. Jeszcze kilka i BACH! Piosenka zostaje z nami na wiele lat. Nawet jeśli tego nie chcemy.
Ale najczęściej jest to miłość od pierwszego odsłuchania. Może to refren nas zauroczył, może tylko jakiś krótki fragment melodii, albo głos głównego śpiewaka. Raz człowiek posłucha i już wie, że musi słuchać więcej.
O tym ostatnim wariancie chcę tu opowiedzieć. Oto piosenki, w których zakochałem się bezwarunkowo, czystko uczuciowo. Podzielone na kategorie.

  1. To jest cudne! Czyli słuchasz raz i wiesz, że to jest to.

Nie wiem czy to głos wokalistki, czy dźwięk pianina, a może refren spowodowały, że chciałem słuchać nieustanie tej piosenki. To również pierwszy w moim życiu przykład zakupu płyty po usłyszenie jednego singla. Nie żałuje. Bo zakochałem się też w Tori. Dziękuję ci radiowa Trójko!


A jeśli już przy niej jesteśmy oto druga jej piosenka, która zawładnęła mną całkowicie:


Tori Amos Spark przez skinandbones
Dla mnie jest ona wyjątkowa z jednego powodu... dziwnego przejścia w 2 minucie 24 sekundzie. Zawsze mam w tym momencie ciary. Te 4 sekundy tworzą granice pomiędzy byciem piosenką dobrą a bycia genialną. Ta jest genialna. Przynajmniej dla mnie.




Usłyszałem ją w radiu jadąc autem z włączoną (znów) Trójką. Zaraz po powrocie do domu wskoczyłem do internetu i zacząłem jej szukać. Zakochałem się nie tylko w niej, ale również w całym celitc-punk'u granym przez tę grupę. I już zbieram na taką stypę.

 
I kolejna piosenka, która zawdzięczam Trójce:


Dave Matthews Band - Funny The Way It Is - przez fblesgraaf
Tutaj dokładnie mogę powiedzieć co mnie w niej najbardziej kręci. Fragment w którym padają słowa „Standing on the bridge...”. Tam jest wszystko idealne. Melodia, słowa, sposób śpiewania. Kocham. Ale po dwóch przesłuchaniach w całości... nie wyciąłbym z piosenki ani jednej nuty.




Tutaj zauroczył mnie tekst i sposób jego zaśpiewania. Zawsze gdy słyszę tę piosenkę mam uśmiech na twarzy, taka jest życiowa. Ale też gdzieś z tyłu głowy kołacze się obraz z „Fatalnego zauroczenia” i już uśmiech nie jest taki wesoły. Gdzieś tam są psychopatki, które czekają tylko na nasze kruche, męskie serca, aby wyciąć je kuchennym nożem!





Nie lubię Maleńczuka. Nawet ten jego głos mi nie bardzo pasuje. W tej piosence kręci mnie wyłącznie refren. Jest doskonały. I pasuje mi w nim wszystko. Może kiedyś ten Maleńczuk przestani być mi tak niemiłym?




Ta z kolei piosenka została mi polecona przez koleżankę-autostopowiczkę-góralkę. I ludzie... miałem miesiąc słuchania czegokolwiek innego z głowy! Jak przynajmniej raz dziennie nie usłyszałem tych gitar to chodziłem struty! Zgadzam się z najpierwszym komentarzem pod utworem. Też mam ochotę wstać i położyć rękę nas sercu, gdy słyszę refren. Prawdziwie "fantastyczny" hymn.




Piosenka napisana specjalnie na potrzeby gry komputerowej. Od razu wpadła mi w ucho. Gra okazała się raczej kiepska... ale piosenka pozostała. Taki malutki... może nie diament... ale szmaragd na pewno. I tak samo bardzo jak oryginał podoba mi się jej techno przeróbka (także pojawiająca się w samej grze), co raczej rzadko mi się zdarza. W remiksie po prostu ona śpiewa jakoś tak... śpiewniej?




Tak... oczywiście w tej piosence chodzi głównie tę sławną część w czasie 02:52, ale wystarczyło, że przesłuchałem utwór jeszcze raz, bym doszedł do wniosku, że jako całość jest rewelacyjny. I by może wolałbym ją słuchać w bardziej akustycznej wersji, ale i tak uważam, że to ekstra kawałek.




A tutaj chyba wyszła stara miłość do Britney'ki, ale naprawdę ta pioseneczka dość długo trzymała mnie w swoich wypiłowanych pazurkach. Już mi raczej przeszło, ale to i tak uroczy utworek. I kolejna piosnka „z polecenia”.

  1. Stara miłość nie rdzewieje, czyli piosnki znane a jakoś zapomniane.


Podobnie jak w przypadku szmaragdowego miecza tak i tutaj to było kompletne wariactwo. Słuchałem tej piosenki na okrągło. I do tej pory nie mam dość. Uzależnienie minęło, ale fascynacja zdecydowanie nie.




Tę piosenkę pewnie kojarzycie z przeróbki Madonny, ale oryginał to dopiero prawdziwe delicje! Ileż tu jest zwrotek... i ten tekst jakiś taki dziwny. W necie można znaleźć wiele interpretacji tego świetnego utworu, ale mnie zwyczajnie podoba się jego rytm i to jak płynie poprzez słowa i dźwięki. Prawdziwa klasyka.



A tu utwór, którego wcześniej nie znałem, ale zgadzając się ze słowami prezentera Trójki, który stwierdził, że ta piosenka jest tak „klasyczna”, że słuchając jej wydaje nam się jakaś taka znajoma, umieszczam ją w tej kategorii. A takie coś to cecha tylko wielkich pieśni!


III. Nowe-Stare, czyli zespoły, które dobrze znam... odkryte na nowo.


Czyli chyba najfajniejsza piosenka z ostatniej, jak na razie, płyty Offspringa. Naprawdę daje radę.




A tutaj mój ulubiony (co nie znaczy najlepszy!) utwór Red Hot Chili Peppers z albumu Stadium Arcadium (jak będziesz grzeczna to zagram Ci ją na gitarze!)




Najmocniejszy rockowo kawałek zespołu Łzy ever. Krótkie i świetne. Tylko jako 100% heteroseksualista mam pewne opory przed śpiewaniem tekstu razem z zespołem. No i miło posłuchać nie-dołująco-depresyjnego utworu Łez.


Dance Chłopcze, Dance!

I na końcu bonus... kocham WSZYSTKIE utwory jakie gra ten koleś. Guru akustyka, mistrz struny, superman coveru. Z kiepskawej pioseneczki zrobił dzieło sztuki! Panie i Panowie: IGOR PRESNYAKOV!!!