W piosence.
Z miłością do utworu muzycznego,
jest jak z miłością do drugiego człowieka. Czasem jest to długa
i ciernista droga, pełna emocji, rozstań i powrotów, podczas
której poznajemy się coraz lepiej, docieramy,.
Bywa również, że jakaś bardzo
dobrze znana nam piosenka, na którą jednak nigdy nie zwracaliśmy
specjalnie uwagi, ot taki sobie Kopciuszek, nagle ni stąd ni z zowąd
wybija się na pierwszy plan. I zostaje tą jedyną.
Może też być tak, że podczas
impresssy jakiś nachalny kolega zaczyna puszczać w kółko jeden
kawałek. Początkowo to olewamy, potem zaczyna nas to wkurzać...
ale po kilku kolejnych wypitych kielichach zaczynamy doceniać jej
urodę. Jeszcze kilka i BACH! Piosenka zostaje z nami na wiele lat.
Nawet jeśli tego nie chcemy.
Ale najczęściej jest to miłość od
pierwszego odsłuchania. Może to refren nas zauroczył, może tylko
jakiś krótki fragment melodii, albo głos głównego śpiewaka. Raz
człowiek posłucha i już wie, że musi słuchać więcej.
O tym ostatnim wariancie chcę tu
opowiedzieć. Oto piosenki, w których zakochałem się bezwarunkowo,
czystko uczuciowo. Podzielone na kategorie.
- To jest cudne! Czyli słuchasz raz i wiesz, że to jest to.
A jeśli już przy niej jesteśmy oto druga jej piosenka, która zawładnęła mną całkowicie:
Tori Amos Spark przez skinandbones
Dla mnie jest ona wyjątkowa z jednego
powodu... dziwnego przejścia w 2 minucie 24 sekundzie. Zawsze mam w
tym momencie ciary. Te 4 sekundy tworzą granice pomiędzy byciem
piosenką dobrą a bycia genialną. Ta jest genialna. Przynajmniej
dla mnie.
Usłyszałem ją w radiu jadąc autem z
włączoną (znów) Trójką. Zaraz po powrocie do domu wskoczyłem
do internetu i zacząłem jej szukać. Zakochałem się nie tylko w
niej, ale również w całym celitc-punk'u granym przez tę grupę. I już zbieram na taką stypę.
I kolejna piosenka, która zawdzięczam Trójce:
Dave Matthews Band - Funny The Way It Is - przez fblesgraaf
Tutaj dokładnie mogę powiedzieć co
mnie w niej najbardziej kręci. Fragment w którym padają słowa
„Standing on the bridge...”. Tam jest wszystko idealne. Melodia,
słowa, sposób śpiewania. Kocham. Ale po dwóch przesłuchaniach w całości...
nie wyciąłbym z piosenki ani jednej nuty.
Tutaj zauroczył mnie tekst i sposób
jego zaśpiewania. Zawsze gdy słyszę tę piosenkę mam uśmiech na
twarzy, taka jest życiowa. Ale też gdzieś z tyłu głowy kołacze
się obraz z „Fatalnego zauroczenia” i już uśmiech nie jest
taki wesoły. Gdzieś tam są psychopatki, które czekają tylko na
nasze kruche, męskie serca, aby wyciąć je kuchennym nożem!
Nie lubię Maleńczuka. Nawet ten jego
głos mi nie bardzo pasuje. W tej piosence kręci mnie wyłącznie
refren. Jest doskonały. I pasuje mi w nim wszystko. Może kiedyś
ten Maleńczuk przestani być mi tak niemiłym?
Ta z kolei piosenka została mi
polecona przez koleżankę-autostopowiczkę-góralkę. I ludzie...
miałem miesiąc słuchania czegokolwiek innego z głowy! Jak
przynajmniej raz dziennie nie usłyszałem tych gitar to chodziłem
struty! Zgadzam się z najpierwszym komentarzem pod utworem. Też mam
ochotę wstać i położyć rękę nas sercu, gdy słyszę refren.
Prawdziwie "fantastyczny" hymn.
Piosenka napisana specjalnie na
potrzeby gry komputerowej. Od razu wpadła mi w ucho. Gra okazała
się raczej kiepska... ale piosenka pozostała. Taki malutki... może
nie diament... ale szmaragd na pewno. I tak samo bardzo jak oryginał
podoba mi się jej techno przeróbka (także pojawiająca się w
samej grze), co raczej rzadko mi się zdarza. W remiksie po prostu
ona śpiewa jakoś tak... śpiewniej?
Tak... oczywiście w tej piosence
chodzi głównie tę sławną część w czasie 02:52, ale wystarczyło,
że przesłuchałem utwór jeszcze raz, bym doszedł do wniosku, że
jako całość jest rewelacyjny. I by może wolałbym ją słuchać w
bardziej akustycznej wersji, ale i tak uważam, że to ekstra
kawałek.
A tutaj chyba wyszła stara miłość
do Britney'ki, ale naprawdę ta pioseneczka dość długo trzymała
mnie w swoich wypiłowanych pazurkach. Już mi raczej przeszło, ale
to i tak uroczy utworek. I kolejna piosnka „z polecenia”.
- Stara miłość nie rdzewieje, czyli piosnki znane a jakoś zapomniane.
Podobnie jak w przypadku szmaragdowego
miecza tak i tutaj to było kompletne wariactwo. Słuchałem tej
piosenki na okrągło. I do tej pory nie mam dość. Uzależnienie
minęło, ale fascynacja zdecydowanie nie.
Tę piosenkę pewnie kojarzycie z
przeróbki Madonny, ale oryginał to dopiero prawdziwe delicje! Ileż
tu jest zwrotek... i ten tekst jakiś taki dziwny. W necie można
znaleźć wiele interpretacji tego świetnego utworu, ale mnie
zwyczajnie podoba się jego rytm i to jak płynie poprzez słowa i
dźwięki. Prawdziwa klasyka.
A tu utwór, którego wcześniej nie
znałem, ale zgadzając się ze słowami prezentera Trójki, który
stwierdził, że ta piosenka jest tak „klasyczna”, że słuchając
jej wydaje nam się jakaś taka znajoma, umieszczam ją w tej kategorii. A takie coś to cecha tylko wielkich
pieśni!
III. Nowe-Stare, czyli zespoły, które
dobrze znam... odkryte na nowo.
Czyli chyba najfajniejsza piosenka z
ostatniej, jak na razie, płyty Offspringa. Naprawdę daje radę.
A tutaj mój ulubiony (co nie znaczy
najlepszy!) utwór Red Hot Chili Peppers z albumu Stadium Arcadium
(jak będziesz grzeczna to zagram Ci ją na gitarze!)
Najmocniejszy rockowo kawałek zespołu
Łzy ever. Krótkie i świetne. Tylko jako 100% heteroseksualista mam
pewne opory przed śpiewaniem tekstu razem z zespołem. No i miło
posłuchać nie-dołująco-depresyjnego utworu Łez.
Dance Chłopcze, Dance!
I na końcu bonus... kocham WSZYSTKIE utwory jakie gra ten koleś. Guru akustyka, mistrz struny, superman coveru. Z kiepskawej pioseneczki zrobił dzieło sztuki! Panie i Panowie: IGOR PRESNYAKOV!!!
I na końcu bonus... kocham WSZYSTKIE utwory jakie gra ten koleś. Guru akustyka, mistrz struny, superman coveru. Z kiepskawej pioseneczki zrobił dzieło sztuki! Panie i Panowie: IGOR PRESNYAKOV!!!