Jako że prognozy pogody zapowiadały niesamowite upały w niedzielę, trzeba było jakoś to wykorzystać. Postanowiłem zrobić sobie rowerową wycieczkę. Dzięki Roweroholikowi wybrałem miejsce, a dzięki Agacie nie była to wyprawa samotnicza.
Plan był prosty: wyruszamy spod żyrafy w Chorzowie i śmigamy na Nikiszowiec. Jednak dzięki mojej magicznej mapce i mojej wrodzonej umiejętności odczytywania jej symboli zrobiliśmy „parę” kilometrów nadprogramowo, odwiedzając przy okazji Janów i dojeżdżając na granicę stanu Katowice ze stanem Mysłowice. Tłumaczę to sobie naszą obopólna tęsknotą za zespołem Myslowitz, którego koncert na tegorocznych Katowickich Juwenaliach został przez nas opuszczony. Chlip (no ja to może miałem takie małe chlip). Musieliśmy uczcić to wydarzenie zdjęciem.
Jeszcze jedno spojrzenie na mapę i już po chwili dojechaliśmy na miejsce. Wheeeee! Najpierw przystanek na schodach apteki, by uzupełnić płyny, dostarczyć organizmowi protein i węglowodanów, oraz żeby odpocząć i pogadać.
| Autor: Gator |
Później już tradycyjne zwiedzanie połączone z pstrykaniem fot.
| Autor: Gator |
| Autor: Gator |
| Autor: Gator |
A oto poczta na Nikiszowcu w wykonaniu kanona
oraz w wykonaniu Agaty
Więcej jej malunków znajdziecie w tej oto galerii. Zapraszam!
Powrót odbył się już bez komplikacji i zgonie z planem, pod drodze zahaczyliśmy o park na Trzech Stawach. Po odwiezieniu Agaty do domu udałem się jeszcze na krótki rekonesans Żabich dołów na spotkanie ze znajomymi: Martą i Pawłem.
Gdy przygotowywałem się do pokonania wiaduktu na Karbiu, minęły mnie pędzące wozy strażackie, a gdy już osiągnąłem szczyt owego wiaduktu, moim oczom ukazał się taki oto widok:
Nadal nie wiem co i gdzie się hajczyło, ale przyznacie, że "chmurka" zacna.
I tak oto minął rowerowy dzień. I wiedziałem, że było to dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz